Dźwięki wydobywane z fletu przypominają mi odgłosy lasu: szum wiatru, szelest liści i gałęzi, śpiew ptaków… Jest w tej muzyce zarówno coś pierwotnego i dzikiego, jak i lirycznego, melodyjnego i romantycznego.
Do srebrzącego się w słońcu fleta poprzecznego nie pasują jednak mroki lasu czy sekrety skrywane w murach opuszczonego zamku. Bliżej mu do intryg, które się rozgrywają w pałacowych salach, kwitnących ogrodach czy wśród parkowej zieleni. Zwłaszcza że flecistka jest młoda, piękna, zbierająca kolejne doświadczenia… Z pewnością mogłaby zostać królewską faworytą.
Dlatego też na scenerię sesji zdjęciowej otwierającej muzyczny cykl „Symfonia obrazów” wybrałem malownicze otoczenie pałacu Jana III w Wilanowie.
Realizując wiele moich sesji fotograficznych, inspiruję się obrazami filmowymi oraz ilustrującymi je ścieżkami dźwiękowymi. Co prawda tym razem tak nie było i pomysł wynikał bardziej z fascynacji muzyką, także od strony wizualnej, niemniej jednak nie byłbym sobą, gdybym nie wykorzystał tej okazji do przedstawienia kilku pięknych i unikalnych, moim zdaniem, soundtracków, na których ważną, jeśli nie główną rolę, gra flet.
5. James Horner znany był m.in. z zamiłowania i niezwykłej umiejętności włączania w swoje partytury instrumentów etnicznych, w tym japońskiego fletu bambusowego shakuhachi, który usłyszymy w „Willow”, „Bravehearcie. Walecznym sercu” czy „Wichrach namiętności”.
4. Czy ktoś w ogóle zna muzykę Jerry’ego Goldsmitha do filmu „Zagadka Powdera”? Gdy jej posłuchacie, zaskoczy Was delikatność i emocjonalność, z którymi kompozytor raczej się nie kojarzy, a do ich uwydatnienia doskonale nadaje się właśnie flet.
3. John Barry – mój mistrz emocji, nastroju i romantyczności w muzyce filmowej, wystarczy posłuchać „Gdzieś w czasie”, żeby to poczuć i się zakochać.
2. Dla przeciwwagi coś dynamicznego i porywającego od japońskiego kompozytora Taro Iwashiro – „Trzy królestwa”. Choć stroniącego tu od muzycznych orientalizmów na rzecz pełnokrwistej orkiestry symfonicznej, fletów nie mogło zabraknąć.
1. Alexandre Desplat to chyba najbardziej znany i najznamienitszy flecista wśród kompozytorów muzyki filmowej. To, co zrobił z tematem miłosnym ze „Spartacusa”, aranżując go na 12 fletów (!), to przechodzi ludzkie pojęcie. Coś genialnego. Aż żal, że nie znalazłem go w internetach, żeby Wam udostępnić. Ale koniecznie szukajcie.
Patrycja przekonywała mnie do kontynuowania fotograficznej współpracy, mówiąc, że marzy o sesji z fortepianem. Czy przekonała mnie do tej wizji? Dowiecie się niebawem. Tymczasem zagra Wam na flecie.