
Kiedy mówię czy piszę o dramatach sportowych, myślę przede wszystkim o „Rocky’m”. Od dziecka uwielbiam ten gatunek filmowy ze względu jego ogromny ładunek energetyczny i emocjonalny, za niezłomność, nieustępliwość i ogromną wolę walki głównych bohaterów. I za muzykę, która oddaje ducha sportu. Podniosła, fanfaryczna, dynamiczna… Refleksyjna… Nic tylko zapuścić ją na uszy i zacząć trening.
Razem z Raelem Jonesem zapraszam Was zatem na salę i ring bokserski, a trening poprowadzą prawdziwi mistrzowie.
Elektronika oddająca przestrzeń pomału wypełnianej przez publiczność hali, dzwonki jak gong oznaczający rozpoczęcie walki, perkusjonalia i idiofony wyznaczające rytm poruszania się zawodników po parkiecie, uderzenia w bębny i talerze niczym wyprowadzane ciosy…
Czymś naturalnym, ale jednak nie takim oczywistym wydaje się wykorzystanie do ilustracji muzycznej filmu dokumentalnego o bokserach dzwonków, wibrafonu czy instrumentu o wiele mówiącej nazwie – hang. Posłuchajcie tego ostatniego, jak otwiera znakomite „Jitters”, ostre „Brawl in Montreal” oraz przestrzenne „A Hero for Detroit”. W brzmieniu idiofonów dużo jest dynamiki i energii, ale mało agresji, stąd ta nieoczywistość, choć może to tylko moje przekonanie.
W boksie czy ogólnie w sporcie dotykamy również tego, co skrywa się pod ponadprzeciętnością i heroizmem. Z jednej strony nadludzka często siła, a z drugiej czynnik ludzki – ból, słabość, porażka. Posłuchajcie przepięknego tematu na fortepian („Mortality”, „Achilles Heel”) i gitarę „hiszpańską” („Duràn”).