
Kto by przypuszczał, że będzie to jego pożegnalna ścieżka filmowa. Zmarł niespodziewanie chyba dla wszystkich w wieku 48 lat, kilka dni po jej wydaniu. Mercy!!!
Ceniony przez krytyków za autentyczność, oryginalność i minimalizm strukturalny swoich prac. Z tych samych powodów czasami trudny w odbiorze dla zwykłego słuchacza, który poszukuje tematów i wpadających w ucho melodii.
Podobnie może być w przypadku „The Mercy”, bo jest to kompozycja oszczędna w środki muzyczno-instrumentalne i niemalże pozbawiona wyróżniających ją motywów. Niemniej jednak niezwykle magnetyzująca, owiana aurą tajemnicy i niosąca ogrom myśli i przeżyć. Wydawać by się mogło, że smutna, a jednak kojąca i ciepła, dająca nadzieję. Bardzo refleksyjna. Niczym samotny długi rejs po bezmiarze oceanu własnej głębi, gdzie zabierają nas klasycznie brzmiące orkiestracje z domieszką ambientu, fortepian czy smyczki subtelnie budujące linię akompaniamentu bądź solowo rozbrzmiewające.
Cała ścieżka