Soundtrack i kompozytor roku 2022

„Emily” – Abel Korzeniowski

Emily - soundtrack - okładka

Podczas jednego ze spotkań na Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie powiedziałem mu, że każda kolejna jego ścieżka dźwiękowa jest dla mnie wydarzeniem – ucztą dla zmysłu słuchu, której wyczekuję, nie wiedząc, czy i kiedy nastanie.

I proszę, zbliża się koniec 2022 roku, a tu takie święto, i to podwójne, bo oto niemal jedno po drugim wydanie płytowe muzyki Abla Korzeniowskiego. Najpierw do „Śmierci niewinności” – filmu ważnego i aktualnego, opowiadającego prawdziwą historię linczu dokonanego na czarnoskórym chłopcu i walki jego matki o prawa Afroamerykanów.

Gdybym miał określić pracę polskiego kompozytora jednym zdaniem, napisałbym, że to zamknięty koncert symfoniczny z wiodącą rolą instrumentów smyczkowych, utwór po utworze tworzący spójną całość ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem, a „I’m Ready To Go” to najpiękniejsza kompozycja, jaką usłyszałem w minionych miesiącach.

Przejdźmy jednak do celebracji drugiej odsłony święta muzyki Abla Korzeniowskiego. Tej zwycięskiej. Dlaczego „Emily” była dla mnie najlepsza w ostatnim roku? Ze względu na różnorodność, burzę doznań, wrażeń i emocji, jakie zapewne targały również tytułową bohaterką – autorką „Wichrowych wzgórz”. Żyjącą w świecie narzuconych reguł, oczekiwań, zachowań (symbolizowanym przez „Teacher”) i jednocześnie będącą wolną, romantyczną duszą. Buntowniczką.

Abel Korzeniowski w niesamowity sposób potrafi budować przestrzeń dźwiękową za pomocą smyczków. Niezwykle szeroką, otwartą…, która po chwili, po kilku kolejnych nutach staje się już za ciasna i przytłaczająca. Tak było w genialnym „Samotnym mężczyźnie” i słychać to teraz od pierwszego utworu („The Strange One”). „No Coward Soul Is Mine” oraz „Captain Sneaky” wręcz porażają, w pozytywnym sensie, dynamiką, odwagą, szaleństwem… Według  mnie opowiadają o dokonywaniu wyboru, o umysłowym i zmysłowym wyzwoleniu, o twórczym procesie. Kościelne organy, wzniosły śpiew chóru, który przeradza się w kobiece głosy, trochę frywolne, lekkie, ulotne. Bo wolność rodzi „w głowie”, zakwita niczym kwiat, przebija się z siłą pierwszych promieni wschodzącego słońca. Usłyszycie to w „Freedom in Thought” czy „The Cottage”.

Od utworu „Demise” diametralnie zmienia się ton narracji. Wydarzyło się coś tragicznego, bardzo złego. Gdybym miał porównać ten fragment muzyki do krajobrazu, byłby on szary, surowy, kamienisty, górski, smagany wiatrem. Myślę, że w tej części odezwała się słowiańska dusza kompozytora. Złowieszcze smyczki, ponure kontrabasy, żałobne organy, przerażenie. Nawet fortepian zmienił swoją barwę.

Wydawać by się mogło, że do końca ścieżki pozostaniemy w tym podłym nastroju i w życiu bohaterki nie pojawi się już nic dobrego, tymczasem nadchodzi przełomowy „Wuthering Heights”, od którego pianista ponownie rzuca ciepłymi promieniami światła – nadziei, a my słuchając, odczuwamy spokój.

Słychać również w „Emily”, że Abel Korzeniowski szczególnie upodobał sobie instrumenty smyczkowe, jednakże ja bym nazwał ten soundtrack partyturą fortepianową. Szymon Nehring, finalista Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w 2015 r., z elegancją wygrywa tęskny, miłosny, czuły „Mother”, urzekający, podniosły „Freedom in Thought”, niespokojny „Run!”. Delikatność, pasaże w „Boundless”, liryzm i klasyka w „Through the Sheets”, akcenty w „The Cottage”, iście „chopinowski” „I Shall Sing”. Wszystko to połączone potrójnym rondem – refrenem.

„Letter to Charlotte” Abel Korzeniowski udowadnia, że walce należą do jego specjalności („W.E. Królewski romans”, „Penny Dreadful”). I nie tylko one. Niezwykła umiejętność pisania przepięknych tematów i melodii, które zostają w pamięci odbiorców, wyczucie kluczowych punktów linii dramaturgicznej dzieła, ogromny warsztat, maestria łącząca klasyczne muzyczne wykształcenie z twórczą odwagą, kreatywnością. Jedyne, czego mi brakuje, to większej liczby projektów do posłuchania, by to święto melomana filmowego zdarzało się jak najczęściej.

Na koniec, skoro podsumowuję miniony rok w muzyce filmowej, chciałbym jeszcze przywołać obraz wojny w „Na Zachodzie bez zmian”. Muzyka Volkera Bertelmanna brzmi jak seria z karabinu, przeładowywanie magazynku, alarm, wybuch…, a scena przewozu niemieckich mundurów, usmarowanych błotem i krwią, przestrzelonych przez kule karabinów i przebitych przez bagnety, z frontu I wojny światowej do magazynu, skąd trafiają do pralni, krawcowych i wreszcie do nowych rekrutów, którzy entuzjastycznie wierzą jeszcze w sens wojny, uderza swą wymową.

„Emily” – cała ścieżka